31 marca 2014
Nie wiem jak to się stało, ale większość moich znajomych i bliskich przyjaciół to osoby, które podobnie jak ja związane są z branżą księgowości, finansów i rachunkowości. Wydawać by się mogło to oczywiste, gdybym swoich przyjaciół poznał na studiach i w pracy. Prawda jest jednak taka, że wśród mojego licznego grona znajomych zaledwie dwie osoby znam z czasów studenckich, a jedna pracuje ze mną w biurze rachunkowym, główny księgowy Ostrów Wielkopolski. Reszta przyjaciół to osoby, jakie poznałem na różnych etapach mojego życia.
Przykładowo, Romana i Elę, specjalistów ds. rachunkowości poznałem podczas wycieczki w góry. Traf chciał, że zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu na postój, a gdy okazało się, że jesteśmy z tego samego miasta i pracujemy w tej samej branży, od razu zawiązała się między nami nić porozumienia, która do końca wyjazdu przerodziła się w głęboką zażyłość.
To nie jest tak, że nie chcę mieć wśród swoich znajomych pracowników innych branż – chcę i to bardzo, bo ile można gadać o cyferkach i księgowaniu. Jakimś dziwnym trafem po prostu nie trafiam na osoby spoza mojego kręgu zawodowego. W moim przypadku stare polskie powiedzenie „trafił swój na swego” okazuje się być moim mottem życiowym i dewizą, jaka przyświeca wszystkim aspektom życia prywatnego.